W końcowym okresie wojny wietnamskiej kapitan Willard zostaje wysłany z misją wytropienia w dżungli, na terenie Kambodży, pułkownika armii amerykańskiej, który stanął na czele zbuntowanego plemienia walczącego zarówno przeciw Amerykanom, jak i Wietnamczykom. Wyprawa niewielkiej załogi, przeprawiającej się w górę rzeki w coraz bardziej niedostępne rejony zielonego piekła, obfituje w wydarzenia dramatyczne i wstrząsające, ale także absurdalne, jak choćby występy "króliczków" Playboya. Kiedy łódź dociera wreszcie do obozu charyzmatycznego pułkownika Kurtza, Willard przekracza kolejny, tym razem ostatni już krąg piekielny, odkrywając najmroczniejsze pokłady ludzkiej duszy staczającej się z wyżyn nadludzkich, heroicznych marzeń, na dno obłędnych idei. Anonimowy
@dawidek98
Zgadzam się bez dwóch zdań. Jest jeszcze wersja reżyserska, ale nie mogę jej dorwać. Może ty właśnie taką oglądałeś.
A gdyby nie było Wagnera – Jak wyglądałaby wspaniała scena ataku śmigłowców, gdyby nigdy nie powstała Walkiria Wagnera? Trudno powiedzieć. Na szczęście jest i dzięki tej wspaniałej muzyce powstała jedna z najfenomenalniejszych, najbardziej rozpoznawalnych i najlepszych scen wojennych w historii kina.
Absolutne arcydzieło, które spokojnie można zestawić w jednym szeregu z Ojcem chrzestnym. Świetnie zrealizowany i nakręcony z rozmachem. Atak śmigłowców na wietnamską wioskę przy kompozycji Wagnera to mistrzostwo. Dziś w dobie tandetnych efektów specjalnych generowanych komputerowo tylko możemy pomarzyć o takich scenach.
"Kiedyś ta wojna się skończy." – Opowieść o podróży w głąb siebie, do samego jądra ciemności. Robi wrażenie dosłownie od pierwszych sekund, kiedy przy piosence The Doors widać zrzucane na dżunglę bomby i ten ogień… Muzyka Carmine’a Coppoli to czysty geniusz. BTW Ciekawe jest też to, co się działo na planie filmu: tajfun zniszczył większość dekoracji, które trzeba było odbudować za dużą kasę; Martin Sheen na planie walczył z alkoholizmem (w pierwszej scenie, kiedy jego bohater jest pijany, Sheen faktycznie był zalany); Brando odmówił nauczenia się roli i sceny z jego udziałem w większości były improwizowane; Coppola w trakcie zdjęć przeżył załamanie nerwowe i kilka razy próbował popełnić samobójstwo. Chciałoby się napisać… groza, groza…
Właśnie sobie oglądam, leci na Kulturze, co prawda nie wersja reżyserska, ale sobie z doskoku oglądam. Ten film to POTĘGA!!! Tyle razy go oglądałem, także w wersji reżyserskiej, którą mam osobiście na dvd, a dalej mnie zaskakuje.
Bez dwóch zdań najlepszy film Coppoli, nawet od Ojca chrzestnego.
Pozostałe
Najlepszy film wojenny w dziejach wszechświata. Scena ataku śmigłowców z Cwałem Walkirii i monolog o napalmie ppłk. Williama "Billa" Kilgore przeszły zdecydowanie do historii. Martin Sheen w roli życia, wywiązał się z niej świetnie. Drugiego takiego filmu już nigdy nie będzie. Dodatkowo w drugoplanowych rolach Lawrence Fishburne, Harrison Ford i Dennis Hopper. Muzyka fenomenalna. Obejrzałem go po raz drugi i byłem wniebowzięty – 3 godziny kina międzygalaktycznych lotów.