[go: up one dir, main page]

Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 8 listopada 2025
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić

SPF – Subiektywny Przegląd Filmów (19)
[ - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
W dziewiętnastej edycji Subiektywnego Przeglądu filmów przeczytacie o „Hadewijch”, czyli filmie o religii stawiającym więcej pytań niż dającym odpowiedzi, „Królestwie zwięrzat”, czyli oryginalnym kinie gangsterskim z antypodów, „Cyrusie”, czyli komedią, która nie jest komedią i „Pogrzebanym”, czyli zaproszeniem widza na półtorej godziny do zakopanej trumny.

Konrad Wągrowski

SPF – Subiektywny Przegląd Filmów (19)
[ - recenzja]

W dziewiętnastej edycji Subiektywnego Przeglądu filmów przeczytacie o „Hadewijch”, czyli filmie o religii stawiającym więcej pytań niż dającym odpowiedzi, „Królestwie zwięrzat”, czyli oryginalnym kinie gangsterskim z antypodów, „Cyrusie”, czyli komedią, która nie jest komedią i „Pogrzebanym”, czyli zaproszeniem widza na półtorej godziny do zakopanej trumny.

SPF, czyli Subiektywny Przegląd Filmów to cykl realizujący dokładnie to, co określa jego tytuł – autorzy „Esensji” przedstawiają swoje opinie na temat niedawno obejrzanych filmów. Każdy tekst będzie dzielony na cztery części. Jutro omawia produkcje, które niedługo wejdą na ekrany naszych kin, Dziś przedstawia filmy, które właśnie pojawiły się w Polsce, Wczoraj to produkcje nieco starsze, ale jeszcze obecne w kinach, a DVD – jak łatwo się domyślić – ukazuje filmy dostępne na płytach.

DZISIAJ:
Hadewijch (70%)
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Skłamałbym, twierdząc, że „Hadewijch” było największym filmowym przeżyciem zeszłorocznego festiwalu Era Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Wyżej już wówczas oceniałem genialny rumuński „Wtorek po świętach”, mądrą bośniacką „Jej drogę”, czy inteligentne i dowcipne kanadyjskie „Wyśnione miłości”. Tym niemniej stonowany, powolny, niejednoznaczny film Bruno Dumonta zapadał w pamięć. Na tyle, że kilka miesięcy po premierze nadal nie daje mi spokoju.
Siła dzieła Dumonta tkwi w tym, że zadaje dużo więcej pytań, niż daje odpowiedzi. Szperałem w sieci w poszukiwaniu wypowiedzi reżysera, czytałem różnorodne interpretacje i nadal do końca nie mogę powiedzieć, że mam pewność, czy dobrze zrozumiałem intencje twórcy. Czasem oczywiście może to wynikać z faktu, że twórca nie poradził sobie z przekazem, ale nie w tym przypadku – „Hadewijch” to film jawnie prowokujący do przemyśleń.
Wspominałem już przy okazji relacji z Nowych Horyzontów o finałowej scenie – powrocie bohaterki do klasztoru. Większość osób uważa ją za pewne domknięcie całości, ja nie mam pewności, czy nie była to retrospekcja (są ku temu pewne dość silne przesłanki). Przy każdym z tych założeń interpretacja filmu byłaby diametralnie odmienna.
Najciekawsza jednak jest interpretacja samej głównej bohaterki filmu i jego tematu, za który należy uznać formy współczesnej religijności i ich konsekwencje. Przypomnę – „Hadewijch” opowiada o zagubionej dziewczynie z bogatego domu pełnej żarliwej, acz nieco zaskakującej wiary. Celine traktuje Chrystusa jak swego oblubieńca, kocha go jak mężczyznę (z tego też powodu innych mężczyzn w jej życiu być nie może), pragnie bliskości, której nie może oczywiście osiągnąć. Porównuje się do średniowiecznej mistyczki o imieniu Hadewijch i to samo już świadczy o tym, że dziewczyna ze swą wiarą trafia w niewłaściwe czasy. A może do niewłaściwych ludzi? Celine nie znajduje zrozumienia u sióstr zakonnych, ale nawiązuje więź z islamskim nauczycielem, który wyraźnie widzi, że religijność dziewczyny można wykorzystać w pewnych celach…
Czy „Hadewijch” to film antyreligijny? Wydaje się, że tak, wyraźnie mówi, ze fanatyzm (niezależnie od wyznawanej wiary) prowadzi do przemocy, że zbytnie zatracenie się powoduje podatność na manipulację. Ale z drugiej strony z początku żarliwa wiara Celine niczemu złemu nie służy, a wykorzystana zostaje dlatego, że dziewczynę odrzuca współczesny świat, nie tylko w postaci materialistycznych rodziców, ale także nie rozumiejących jej religijności zakonnic – w domyśle osób, dla których wiara stała się pewną rutyną, nie otwartych na inne jej formy.
A jaka jest wiara samej Celine/Hadewijch? Z jednej strony możemy ją traktować jako wyraz głębokiego oddania, religijności, jaką zatracił już świat Zachodu, i której nie może już zrozumieć, z drugiej jednak może wypływać ona z zagubienia i odrzucenia i być w gruncie rzeczy wyrazem naiwności i niedojrzałości.
Nieskładna ta recenzja, raczej wyraz pytań i wątpliwości (kolejną będzie stosunek reżysera do islamu). A na tym właśnie polega siła „Hadewijch”, jednego z oryginalniejszych filmów, które trafiły na nasze ekrany.
WCZORAJ:
Królestwo zwierząt (80%)
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Gdy przy okazji premiery „Wrogów publicznych” robiliśmy blok specjalny poświęcony kinu gangsterskiemu, wpadliśmy na pomysł, by przygotować ranking ciekawych i oryginalnych filmów gatunku z różnych kontynentów. Gdybyśmy dziś robili to zestawienie, nie mogłoby zabraknąć w nim australijskiego „Królestwa zwierząt”.
Debiut fabularny Davida Michôda jest bez wątpienia kinem gangsterskim – opowiada bowiem o rywalizacji pewnej przestępczej rodziny (widzianej z perspektywy przygarniętego przez nią siedemnastolatka) z australijską policją. Co go wyróżnia z innych podobnych tematycznie produkcji to sposób ukazania bohaterów i owo tytułowe nawiązanie do świata zwierzęcego. W motywacjach obu stron nie ma bowiem nic, co kojarzy się z szeroko pojętym człowieczeństwem. Mamy natomiast okrucieństwo, bezwzględność i przede wszystkim decyzje podejmowane na podstawie najprostszego instynktu przetrwania.
Nie oczekujmy po „Królestwie zwierząt” efektownych scen akcji, dramatycznych strzelanin, gangsterskiego romantyzmu. To opowieść brutalna, jawnie drwiąca z przyzwyczajeń widzów. Każda śmierć w filmie jest zaskakująca. Każda zostaje pokazana w sposób odbiegający od standardu. Prawie każdy z bohaterów okazuje się być gorszą osobą, niż wydaje się to na początku. Psychopatyczna rodzinka skonfrontowana zostaje z niewiele lepszą policją – nie ma żadnych reguł w ich walce, zabijanie bezbronnych osób, eskalacja przemocy są na porządku dziennym, zasady i reguły prawne zostały dawno zapomniane. Jeśli chcesz przetrwać w tym świecie (a to jest przecież głównym celem młodego bohatera), musisz odrzucić jakiekolwiek sentymenty i kierować się najprostszym instynktem przetrwania – trzymać z silniejszymi, zmieniać fronty, gdy trzeba i bezwzględnie eliminować zagrożenia.
Wielkie brawa dla nagradzanej już wielokrotnie (i nominowanej do Złotego Globu) Jacki Weaver za rolę upiornej babci, ale słowa uznania należą się też znakomitej kreacji Bena Mendelssohna, który znakomicie odsłania kolejne warstwy psychozy swojego bohatera. Oryginalne kino, odświeżające gatunek, szkoda, że tradycyjnie przeszło przez nasze ekrany prawie niezauważone.
Cyrus (50%)
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
„Cyrus” to jednak dość dziwne kino. Reklamowany u nas (jakżeby inaczej!) jako komedia romantyczna, komedią jest w małym stopniu (choć pojawia się kilka momentów rzeczywiście śmiesznych), oscylując raczej wokół dramatu obyczajowego. John C. Reilly gra rolę, którą najbardziej lubi – stosunkowo poczciwego człowieka, z którego życie sobie kpi. Tym razem przeżywa rozwód z żoną (słabo wykorzystana Catherine Keener) i za jej zachętą zaczyna szukać nowej partnerki. W dość krępujących okolicznościach poznaje Molly (Marisa Tomei) i – co jest dla widza dosyć zaskakujące, gdyż wydają się raczej nie pasować do siebie – rozkwita między nimi romans. Na nieszczęście Molly ma bardzo silną relację z nie do końca dostosowanym do samodzielnego życia z synem Cyrusem – pojawia się więc jasna rywalizacja między mężczyznami.
Niewątpliwym atutem „Cyrusa” jest Jonah Hill w tytułowej roli. Temu aktorowi, który do tej pory kojarzył się raczej z kreacjami zbereźnych nastolatków („Supersamiec”) ktoś dał wreszcie rolę, pozwalającą na pokazanie prawdziwego talentu. Hill gra minimalistycznie (jak na siebie), ale jego psychotyczne spojrzenie budzi dreszczyk. Trudno coś złego też powiedzieć o grze reszty doświadczonej aktorskiej ekipy – znakomite aktorstwo to często wyróżnik ambitnego kina niezależnego.
Gorzej, niestety, z samą konstrukcją filmu. Początek zapowiada komedię obyczajową, następnie dość długo czekamy na dalsze kroki, nie mając jasności, co do konwencji, a gdy film zaczyna zmierzać w oczekiwanym przez nas kierunku czarnej komedii, nagle staje się czymś w rodzaju dramatu, by skończyć się w najbanalniejszy możliwy sposób, jakby gwałtownie skończyły się twórcom fundusze. Ma niezaprzeczalne atuty – oprócz aktorstwa także interesującą sytuację wyjściową, dobre scharakteryzowanie bohaterów (można nawet uwierzyć, że taka kobieta jak Marisa Tomei widzi coś w takim mężczyźnie jak John C. Reilly), realny problem, ale chwiejna konstrukcja powodująca konsternację widza oraz słaba końcówka decydują o uznaniu „Cyrusa” za nie do końca udany projekt.
Pogrzebany (60%)
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Oczekiwałem po tym filmie raczej eksperymentu formalnego – kolejnego kroku w ograniczaniu wielkości filmowego planu. Alfred Hitchcock zamknął swych bohaterów w szalupie („Łódź ratunkowa”), Joel Schumacher ograniczył akcję do budki telefonicznej („Telefon”), tym razem całość akcji miała toczyć się… w trumnie, w której żywcem zakopany został pracownik amerykańskiej firmy przewozowej w okupowanym Iraku. Do jego dyspozycji pozostaje jedynie telefon komórkowy, którym kontaktuje się z nim porywacz, a dzięki któremu bohater może łączyć się ze światem i prosić o pomoc. Ale jak tu pomagać, gdy trzeba znaleźć zakopanego człowieka na wielkim obszarze pustyni?
Nieco zaskoczył mnie film, bo spodziewałem się raczej ćwiczenia w stylu „jak, mając ograniczony czas i informacje, naprowadzić pomoc na właściwy trop”. Tymczasem film, rzeczywiście ograniczony do pokazywania miotającego się w trumnie człowieka (całkiem niezły Ryan Reynolds), próbuje być pewną syntezą amerykańskiej sytuacji w Iraku. I, co dziwne, nawet w tej roli robi wrażenie.
Uczciwie mówiąc, nie ma tu materiału na półtoragodzinne widowisko, całość lepiej było zamknąć w czasie odcinka serialu telewizyjnego. Widać, że niektóre wątki (jak rozgrywka z wężem, który przedostał się do trumny) są doczepione na siłę, by rozdmuchać czas do pełnometrażowego filmu. Nie najlepiej wypada także realizm – trudno uwierzyć, że bohaterowi wystarczy powietrza na tak dużo czasu, zwłaszcza, że jest ono zużywane nie tylko przez oddychanie, ale także przez świecę i ogień. Mimo wszystko jednak klaustrofobiczny klimat musi udzielić się widzowi, a prowadzone przez niego telefoniczne rozmowy szokują przerażającym absurdem. Zaś zakończenie… Cóż, jest chyba jedyne sensowne, pozostawiające choć przez jakiś czas widza w niemym osłupieniu…
koniec
13 stycznia 2011

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Alice in Borderland: Sez. 3. odc. 4. Pora na półfinały, ale wątpliwości przybywa
Marcin Mroziuk

7 XI 2025

Wprawdzie w poprzednim odcinku Usagi i jej towarzysze znaleźli się w sytuacji na pierwszy rzut oka zupełnie beznadziejnej, ale to oczywiście ma tylko zapewnić nam kolejne emocje. Pewne jest również, że półfinałowe rozgrywki nie będą wcale łatwiejsze.

więcej »

Klasyka kina radzieckiego: Harbiński łącznik
Sebastian Chosiński

5 XI 2025

W trzecim (dwuczęściowym) filmie z serii „Granica państwowa”, zarazem kolejnym wyreżyserowanym przez Borisa Stiepanowa, przenosimy się na Daleki Wschód. Jego fabuła ponownie wpisuje się w wydarzenia historyczne i dotyka radziecko-chińskiego konfliktu o biegnącą przez Mandżurię Kolej Wschodniochińską. Stąd też jego tytuł – „Wschodnia rubież”.

więcej »

Kulawe konie: Sez. 5. odc. 3. Stary pierdziel ciągle w formie
Marcin Mroziuk

3 XI 2025

Zgodnie z przewidywaniami agenci ze Slough House przez jakiś czas pozostają odcięci od świata, ale oczywiście nie może to trwać wiecznie. Z kolei naprawdę fascynującym widowiskiem okazuje się przesłuchanie Roddy’ego Ho przez Dianę Taverner.

więcej »
Polecamy
No jak tym mieczem machasz? Chcesz mi krzywdę zrobić?

Z filmu wyjęte:

No jak tym mieczem machasz? Chcesz mi krzywdę zrobić?
— Jarosław Loretz

Ale naprawdę nie stać was nawet na styropian?
— Jarosław Loretz

A masz strażackim żelazem!
— Jarosław Loretz

Z uśmiechem na plaży
— Jarosław Loretz

Gadżet dla policji
— Jarosław Loretz

Monitory przyszłości
— Jarosław Loretz

Książka to jednak książka
— Jarosław Loretz

Popularność w eksporcie
— Jarosław Loretz

A teraz - werble!
— Jarosław Loretz

Swojsko, choć nieswojo
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Co nam w kinie gra: Jak spędziłem koniec lata, Hadewijch, Soul Kitchen, David chce odlecieć
— Sebastian Chosiński, Ewa Drab, Urszula Lipińska, Michał Oleszczyk, Konrad Wągrowski

Tegoż twórcy

Niech żyje Henryk V!
— Adam Lewandowski

Esensja ogląda: Marzec 2015 (1)
— Jarosław Loretz, Jarosław Robak

Esensja ogląda: Listopad (3)
— Sebastian Chosiński, Jarosław Loretz, Jarosław Robak

Psychiatryk. Trzy dni z tysięcy
— Konrad Wągrowski

Esensja ogląda: Grudzień 2013 (4)
— Sebastian Chosiński, Konrad Wągrowski

13. T-Mobile Nowe Horyzonty: Relacja czwarta
— Konrad Wągrowski

3. American Film Festival: Dzień czwarty
— Kamil Witek

Wielka (nie)Obecność
— Jakub Skurtys

Tegoż autora

Dziesięć lat karceru
— Konrad Wągrowski

Istniejemy tak długo, jak długo nas pamiętają
— Konrad Wągrowski

Po komiks marsz: Styczeń 2025
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Mroziuk, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Rekiny na arenie i cienie Maksimusa
— Konrad Wągrowski

Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski

Po komiks marsz: Maj 2023
— Sebastian Chosiński, Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Statek szalony
— Konrad Wągrowski

Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski

Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski

Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.