Robert Eggers, wizjonerski reżyser arcydzielnego horroru The Witch, powraca z hipnotyzującą, halucynującą opowieścią o dwóch latarnikach, pracujących na tajemniczej, odległej wyspie w Nowej Anglii, w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku. Obaj latarnicy (Willem Dafoe i Robert Pattinson) mierzą się z samotnością i odosobnieniem podczas wielkiego sztormu, który wydaje się nie mieć końca. Są skazani na walkę z własną silną wolą, potrzebami oraz – przede wszystkim – z tajemniczą siłą, która nad nimi krąży, ale której istnienie może im się tylko wydawać… Film jest przerażającą, pełną tajemnic podróżą w nieznane. opis dystrybutora
Bardzo podobała mi się strona wizualna i klimat poprzedniego filmu reżysera The Lighthouse. Materiały promocyjne są zachęcające. Także mam nadzieję na inteligentne, dobre kino.
@Bernadetta_Trusewicz kurcze, a ja mam totalnie mieszane uczucia. Z jednej strony wizualnie film klimatyczny i bez zarzutu, a z drugiej strony coś mi w nim totalnie nie zagrało, ale niestety nie do końca jestem w stanie powiedzieć co. Z jednej strony jest to film, który powinien bardzo mi się spodobać, ale kompletnie go nie czuję, nawet nie wiem czemu. Niby to był mój klimat, niby estetyka i wrażliwość, która do mnie przemawia, ale ten obraz nie przemówił.
I tak, wiem dlaczego innym on się podoba. Nie wiem natomiast dlaczego ja się nim nie zachwyciłam. Tak sobie myślę, że chyba jednak to nie był do końca mój klimat. Że stworzenie pięknych kadrów z czegoś brzydkiego po prostu mi się nie podoba.
@justangel Może ta organiczna przestrzeń dosyć ekscentryczna i pełna izolacji skupiona tylko na dwójce bohaterów, bo może być to nawet dla wytrawnych smakoszy kina surrealistycznego i autorskiego doświadczeniem nietransowym, a męczącym – intensywność i natężenie jest ogromne, mimo braku oczywistego rozmachu. No to estetyka brzydoty mocno oplatająca (Ja byłam zachwycona, zmęczona, a jednocześnie chciałam iść pod prysznic długi po seansie), nieznająca i świadomie ignorująca pojęcie "wystarczy". Myślę, że ten film to trochę hipnoza – działa albo nie, chociaż Ja widzę w nim wiele odniesień do kultury i ta teatralność mnie przekonuje oraz literackość. :)
@justangel A oglądałaś "Metropolis"? Myślę że prócz wizualnych podobieństw, też to odurzenie i postępujący niepokój jest podobny. Obrazy Schneidera bardzo też komunikują się z tym filmem, no i ta biologia niemalże ze Smarzowskiego. Bałam się kilka minut po rozpoczęciu, że to będzie taki pustak, przerost formy nad treścią i snobistyczne, zmanierowane kino, ale nope. :) Myślę sobie, że duży wpływ na to, czy spodoba nam się ten specyfik, czy nie, decyduje właśnie doświadczenie wrażeniowe – bo to nie można odkleić od audio-wizualnej formy. No Ja dalej rozkochana jestem w tej twórczej pozornej beztrosce. ;)
@Bernadetta_Trusewicz chyba dobrze to ujęłaś z hipnozą, niestety na mnie magia tego filmu nie zadziałała. Owszem, niektóre momenty wizualnie (i nawet całościowo) mi się podobały. Niestety film, jako całość, już nie.
Metropolis widziałam, ale to już lata temu i szczerze mówiąc nie bardzo pamiętam (a przynajmniej nie na tyle, by dostrzegać podobieństwa). Z kinem "starym" mam spory problem, bo rzadko naprawdę mi się podoba. Na ogół co najwyżej docenię wartość danej pozycji na zasadzie "w tamtych latach, w tamtym okresie ten film to było dzieło", lub też oglądam, bo zaciekawił mnie reżyser, historia, remake współczesny.
Podobieństwa do Smarzowskiego… Mhhhh… Kurczę, jednak dla mnie to zupełnie coś innego. Momentami może i owszem: te fragmenty kiedy bohaterowie Latarnika piją razem, mają coś z klimatu filmu Dom Zły. Ale tak globalnie to inny ten klimat.
Świetne zdjęcia, każdy kadr uznaję tu za małe arcydzieło wizualne pod względem gry cieniami czy rozplanowaniem widocznych elementów. Duet głównych bohaterów zagrany świetnie, moim zdaniem wręcz wybitnie. Dźwięk również najwyższych lotów, aż mnie kilka razy ciarki przeszły. Bardzo enigmatyczną, ale mimo wszystko nie sprowadzoną do "ma być dziwnie i guzik mnie obchodzi, że widz nie wie, o co chodzi" fabułę śledzi się z zaciekawieniem. No to szaleństwo, które zdaje się stawiać nad tym wszystkim kropkę nad i. Choć muszę jednak przyznać, że nie czułem eskalacji tego szaleństwa, jakby było zero-jedynkowe i zbyt szybko "wybuchło".
Pozostałe
Studium obłędu, który doprowadza do szaleństwa… trochę masło maślane, ale jest w tym jakiś sens.
Czarno-biała forma filmu dodaje temu obrazowi grozy i posępności, w sumie film nie jest ani zabawny, ani wesoły. Zaczyna się poważnie i dosyć ponuro, gdy latarnicy niczym skazańcy zawitali na wyspę, by wykonać swoją zmianę. Już pierwszego dnia dochodzi do konfliktu, którego powodem jest obraza gestu starego wygi przez młodszego, adepta sztuki latarnictwa. Ten odrzuca propozycję wspulnego wzniesienia toastu za powodzenie i udaną zmianę. Wcześniej parał się czymś zupełnie innym i nie związanym z morzem, ale drugi, ten starszy od zawsze z morzem był związany, choć też wcześniej robił zupełnie co innego i ta tęsknota daje znać na każdym kroku.
Eskalacja osamotnienia, różnicy wieku i odmiennych światopoglądów w połączeniu z innym usposobieniem i charakterem przynoszą w końcu konfrontację, a ta jak każda… opłakane skutki. Czy obaj mężczyźni są już straceni?