Casino Royale przedstawia Jamesa Bonda zanim stał się on posiadaczem licencji na zabijanie. Jednak Bond jest nie mniej niebezpieczny i po dwóch profesjonalnych egzekucjach w krótkim czasie awansuje do statusu "00". Pierwsza misja Bonda jako 007 prowadzi go do Madagaskaru, gdzie ma on zadanie śledzić terrorystę Mollaka (Sebastien Foucan). Nie wszystko przebiega jednak zgodnie z planem i Bond decyduje się na samodzielne śledztwo, niezależne od MI6, w celu wytropienia reszty komórki terrorystycznej. Podążając za tropem na wyspy Bahama spotyka Dimitriosa (Simon Abkarian) i jego dziewczynę, Solange (Caterina Murino). Dowiaduje się że Dimitrios jest powiązany z Le Chiffre (Mads Mikkelsen), bankierem światowych organizacji terrorystycznych. "Casino Royale" jest 21 filmową przygodą Jamesa Bonda z debiutującym Danielem Craigiem jako "007". Film bazuje na pierwszej powieści Iana Fleminga, twórcy niebezpiecznego i eleganckiego, brytyjskiego agenta. opis dystrybutora
Właśnie leciał w tv to sobie obejrzałem kolejny raz, nawet się zastanawiam dlaczego kiedyś dałem taką surową ocenę, lecz pewnie po latach minęło rozczarowanie i film mi się zwyczajnie opatrzył…
Muszę to jeszcze przemyśleć, na razie zostaje tak jak jest, sam film może i niezły, choć Craig jest najsłabszym z Bondów, niestety!
Klasa – Odświeżyłem sobie Craiga w roli Bonda i muszę przyznać, że po latach Casino Royale nadal trzyma wysoko poprzeczkę i jest moim ulubionym Bondem. Sceny pościgów, bijatyk, przesłuchanie na okręcie, wypad z drogi nie przejeżdżając Evy Green – po prostu klasa! Zasłużona dziewiątka.
5/10 – porażka – Po pierwsze: Daniel Craig nadaje się do grania twardzieli bez mimiki, a postać Bonda po prostu zabił. To wszystko, co fani Bonda kochali w tej postaci: dowcip, półuśmiech, szarmanckość, bycie opanowanym dżentelmenem – twórcy tego filmu i Craig zabili bez litości. Bond tutaj to typowy mięśniak bez wyrazu – mógłby to być Terminator.
Po drugie: dialogi tak kiepskie, że aż bolą. Nic nie przebije tego tekstu (Uwaga Spoiler!) Evy Green do Bonda: "Wiesz James, choćby został z ciebie tylko twój uśmiech i twój mały palec, i tak byłbyś najwspanialszym facetem jakiego spotkałam". Tylko paść i płakać (zresztą kto widział jak to wygląda to wie).
Prawdziwym gwoździem do trumny Bonda jest tekst Craiga gdy zamawia martini i kelner pyta: "wstrząśnięte czy zmieszane?" A Bond na to: "Mam to w dupie".
Więcej pisać nie muszę. Sean Connery pewnie teraz łapie się za głowę.
Uwielbiam stare Bondy, szczególnie te z Connery’m (i najlepszy w historii z Lazenbym), ale ostatnie odcinki z Brosnanem zbliżały się niebezpiecznie do autoparodii. Podoba mi się to, co twórcy chcieli zrobić z tą serią (bo w dwójce wrócili do niechlubnej tradycji debilnej rozwałki). Zgadzam się, że dialogi nie powalają, ale scenariuszowo to i tak jeden z lepszych filmów serii, Craig ma facjatę jak Borewicz, ale w konwencję wpisuje się idealnie, a Eva Green to pierwsza pełnowymiarowa kobieta Bonda w historii. Ave.
8/10
"Quantum of Solace" jest znacznie lepsze, co nie zmienia faktu, że Bondem nie można tego nazwać. Gdybym chciała oglądać Terminatora, to bym to zrobiła. Ja chciałam dżentelmena, który zabija tylko z konieczności. Dostałam masakratora bez uśmiechu, który zabija i rozwala wszystko na swojej drodze.
nieprawda. to była rola Brosnana. "Casino.." naprawdę odświeża serię. poza tym robi to wszystko dla kobiety w której się zakochuje. a to radkośc. właściwie to tylko raz z tego co pamiętam James Bond była zakochany (inaczej żonaty). było to a "W tajnej służbie jej królewskiej mości". a z "Terminatorem " to nie miałby nawet szans :)
No dobra, nie pięć minut, ale 3 dni :D
Jak do ciebie przemawia ten film to ok. Dla mnie dialogi głupie i rodem z taniej książki, Bond z wyrazem i mimiką bramkarza w klubie. Zero dowcipu (to odróżniało Bonda od innych filmów akcji). No i zrobili z faceta zbira, a nie dżentelmena.
Wielu może się podobać taki film (jak nie zwracają uwagi na dialogi), ale fani Bonda zobaczą na pierwszy rzut oka, że Bond to nie jest. Pogrzebali go i przyczepili plakietkę "Sorry, siepacz bez wychowania się lepiej sprzedaje".
Mnie również Craig absolutnie do roli Bonda nie pasuje. Z bohatera pełnego klasy, wdzięku i uroku zrobili typowego bandziora, którego wiecznie-przyklejona-do-twarzy-mina nie sugeruje zbyt dużych pokładów inteligencji. Mam wrażenie, że filmy o Bondzie zaczynają się wpisywać w ogólnoświatową tendencję stawiania nacisku na papkę akcji i eksplozji. Film ma być prosty jak konstrukcja cepa, bo jeszcze głupi widz się pogubi o co właściwie chodzi. Wrzucimy parkour, eksterminację całego personelu jakiejś ambasady, dużo fajnych wybuchów i "się sprzeda". Nie tędy droga, przynajmniej w wypadku Bonda…
ehh… twórcy naczytali się takich komentarzy i stworzyli Quantum of Solace" w którym scenariusz to sprawa drugorzędna i doświadczamy scen z czaów Brosnana (np. spadochron otwierający się parę metrów nad ziemią). Jeśli chodzi o słabe w/g Was dialogi polecam obejrzeć jeszcze raz scenę pierwszego spotkania Bonda z Vesper – arcydzieło.
Powiem szczerze że troszkę mnie dziwią takie komentarze :P Gdy oglądałem program w którym reżyser, aktorzy, producenci opowiadali jaki mają zamiary do tego filmu, w jakim kierunku chcą iść, jak chcą go nakręcić w jakim klimacie, to również podchodziłem do tego sceptycznie, ale jak chcieli zrobić tak zrobili i zrobili to dobrze. Miał być inny, mroczniejszy, bardziej agresywny, i taki był. Nie można napisać że "zabili" Bonda po obejrzeniu tego filmu, bo jeśli już ktoś jest tak wielkim fanem jego przygód to powinien wiedzieć i zdawać sobie z tego doskonale sprawę, że tak naprawdę wszystko inne po "Golden Eye" to były jego kolejne pogrzeby. To już nie był James Bond tylko kolejne Hollywoodzkie bajeczki dla dzieci oprawione w ogromne wybuchy, ton amunicji, i wyczerpanych do limitu pozaziemskich umiejętności głównego bohatera i nie ratowało ich nawet to słodkie poczucie humoru jakim czarował Brosnan. Sean C. może łapał się za głowę "Cassino Royale" ale siwieć szybciej niż powinien naturalnie zaczął po obejrzeniu "Jutro nie umiera nigdy" a dalsze odsłony wcale go nie pocieszały ;]
PS.
co od tego tekstu o uśmieszku i paluszku to w moim przekonaniu był bardzo zabawny, bo dobrze wiemy o jaki paluszek chodziło tej kobiecie xD
ja byłem mile zaskoczony tym filmem choć wielkim fanem Bonda nie jestem i nie będę (coś nie zaiskrzyło na tej linii) – dość późno odwlekałem obejrzenie tego filmu i po seansie bylem zachwycony – dla mnie Craig w tej części to Bond z krwi kości (w kolejnej części jeśli chodzi o mnie już nie było takiego zachwytu) ale w tym konkretnym filmie palce lizać;
a dialogi – w filmie sensacyjnym dla mnie nie jest to podstawowy element po którym oceniam choć w tym przypadku też nie byłem zawiedziony ale jak to zawsze bywa (tak jest też w moim przypadku) raz jeden film zachwyci a inny zdołuje i na nic się zda fenomenalna opinia ze strony innych kinomaniaków – takie jest życie:)
Ogólne
Czy wiesz, że?
Pozostałe
Jest to dla mnie bez dwóch zdań najlepszy Bond jakiego widziałem.