@dawidek98
Mi bardzo przypadł do gustu, jako że kocham stare kino, to i nie mógłbym odmówić sobie przyjemności z obcowania z "Trzema kolorami" Krzysztofa Kieślowskiego. Całkiem zgrabna realizacja, muzyka Zbigniewa Preisnera też niczego sobie, a Juliette Binoche po prostu rewelacyjna. Ona po prostu stała się zamyśloną i przygnębioną Julie de Courcy, która jest w żałobie i nie ma całkowitego zaufania do ludzi. Nie trzeba być noworodkiem, żeby wiedzieć, że ludzie są nieobliczalni i nigdy nie wiadomo, czego można się po nich spodziewać. Benoit Regent jako Olivier czy Emmanuelle Riva jako matka Julie wypadają na plus, jednak z aktorów największymi oklaskami przyjąłem właśnie Juliette Binoche. 8/10
Mi też nie.
Skończyłem przed chwilą oglądać. Film dosyć osobliwy, aczkolwiek nie powala na kolana.
Kontynuacje owszem – są dobre, ale i tak najchętniej wracam zawsze do jedynki.
Taki sobie, ale podobne lub takie same rzeczy spotykamy na co dzień w krajach komunistycznych (Wietnam, Korea Północna, Chiny) albo za czasów II wojny światowej. Willa symbolizuje obóz koncentracyjny, w którym to człowiek jest upadlany, sprowadzony tylko do roli numeru, każą robić straszne rzeczy i tak dalej. Nie mówiło się ludziom, że jadą do Auschwitz, Dachau, Majdanku i tym podobnych miejsc. To, że "Salo" jest metaforą do II WŚ niech świadczy fakt, że fortepianistka popełniła samobójstwo, bo miała dosyć tego, co wokół niej się dzieje (ludzie się też wieszali na ogrodzeniach z drutu kolczastego). A te opowiadania wcale nie miały się podobać, bo dzięki nim widz sobie uzmysławiał do czego ludzie są zdolni. Do dzisiaj znajdziemy dyktatorów, ludzi mających dosłownie za nic drugiego człowieka, a kościół katolicki robił dokładnie to samo, co bohaterowie "Salo" w końcówce filmu – czyli torturowali, gwałcili, podpalali, wycinali mózgi, oczy i tym podobne. Zło siedzi w człowieku i doceniam pomysł Piera Paolo Pasoliniego, że chciał to pokazać. Ale nie oceniam tego filmu wysoko, bo niekiedy strasznie się ciągnął i nikt z aktorów nie zagrał za dobrze. 6/10
Wracaj oglądać Harrego Pottera czy polskie kabarety.
Wiele scen jest w tym filmie kultowych, można by je opowiadać godzinami. Pierwsza część "Matrixa" jest po prostu jedyna w swoim rodzaju.
"Pani Soffel" to niedawno zmarła niestety Diane Keaton – zagrała bardzo dobrze, ale najbardziej mi się podobał Terry O’Quinn w roli detektywa Bucka McGoverna. Mamy trochę scen w więzieniu, ale Ed Biddle grany przez charyzmatycznego Mela Gibsona zostaje dzięki tytułowej bohaterce uwolniony z więzienia za zabicie sklepikarza. Ktoś i tak by mu wyrządził krzywdę, w końcu trwały zamieszki w Pensylwanii. Tym niemniej, jestem pod wrażeniem filmów z lat osiemdziesiątych, bo tak się składa, że to jest moja najulubieńsza dekada mimo, że nie miałem przyjemności spędzić w niej ani dnia. Ale polecam każdemu "Panią Soffel". 8/10
Cieszę się bardzo, że Cię zachęciłem do obejrzenia tego włoskiego dzieła sztuki.
A ja pojmuję, bo miałem przyjemność być rok temu na Sycylii – i uważam, że Katania jest dużo ładniejsza niż takie Palermo.
Proszę czekać…