Trwa licytacja rzeczy znalezionych w warszawskich autobusach i tramwajach: parasolek, ale są też torby i walizki z ubraniami, damskie torebki, a nawet zegarki. Oglądamy tłum warszawiaków zgromadzony w niewielkiej Sali. Mała przestrzeń podnosi jeszcze temperaturę sytuacji. Oglądamy różne zachowania i reakcje uczestników. Niektórzy podchodzą do tego z dystansem i traktują bardziej jako ciekawe doświadczenie, inni się kłócą i krzyczą. Dla
Mariana Marzyńskiego licytacja jest pretekstem do pokazania galerii osobowości z bardzo różnych grup społecznych: żartownisiów, cwaniaków czy awanturników. „Podzieliliby się, każdy by wziął po jednej rzeczy i poszedł do domu” – słyszymy z offu jednego z uczestników licytacji.