Finalnie "Bullet Train" to typowy średniak, który nie zapisze się w historii gatunku niczym szczególnym. Połączenie kina akcji z thrillerem oraz czarną komedią. 5
Bullet Train to najnowsza propozycja od Davida Leitcha, człowieka który jeszcze do niedawna zajmował się w Hollywood kaskaderką, a teraz jest reżyserem kina akcji. Po takich widowiskach jak Atomic Blonde, Deadpool 2 oraz Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw przyszła pora na adaptację powieści japońskiego pisarza Kotaro Isakiego.
Akcja filmu umiejscowiona jest niemalże w całości w pociągu kierującym się w stronę Tokio. To właśnie w tym pojeździe spotyka się ze sobą grupa płatnych zabójców, którzy zostają wplątani w intrygę. W centrum całego tego zamieszania umieszczony zostaje zabójca o pseudonimie "Ladybug", który znalazł się w pociągu z powodu zwykłej walizki. Jak nie trudno się domyślić trup ściele się gęsto w trakcie tej podróży.
Patrząc z boku na Bullet Train można dojść do wniosku, że ten wysokobudżetowy hollywoodzki akcyjniak ma wszystko, aby odnieść sukces. Scenariusz jest adaptacją popularnego pisarza, za kamerą stanął reżyser z głośnym nazwiskiem, a w obsadzie aktorskiej plejada gwiazd z Bradem Pittem na czele. No i tutaj pojawia się pierwszy zgrzyt, ponieważ nie do końca wszystko zagrała, a nasz filmowy pociąg zaliczył kilka kraks po drodze.
Przede wszystkim jest to ten rodzaj filmu, gdzie banalna fabuła została sprowadzona do niesamowicie zawiłej intrygi, która na domiar złego została podana w sposób chaotyczny - w filmie dostajemy całą paletę przeróżnych postaci, które wyskakują w najmniej oczekiwanym momencie niczym królik z kapelusza, narracja jest rwana, okraszona całą masą niepotrzebnych retrospekcji, które wybijają widza z rytmu oglądania. W ten sposób film Davida Leitcha staje się kilkanaście minut dłuższy, co także nie działa z korzyścią, ponieważ w pewnym momencie można poczuć przesycenie i znużenie ciągłą akcją. Zwroty akcji prowadzą natomiast do fatalnego trzeciego aktu, który poziomem mocno odbiega od pierwszej połowy filmu.
Choreografia poszczególnych walk oraz konfrontacji zabójców, którzy mają okazję jechać tytułowym pociągiem, także nie robi większego wrażenia. Raczej po kilku dniach od seansu nie będziemy zbytnio pamiętali charakterystycznych momentów z filmu. Oglądając Bullet Train ma się nieodparte wrażenie, że gdzieś już to wszystko widzieliśmy, a film Davida Leitcha jest niczym innym jak marną kopią łączącą w sobie elementy kina Quentina Tarantino z serią "John Wick".
Największą zaletą Bullet Train wydają się być bohaterowie, którzy są na tyle różni i mają tak odmienne style walki oraz charaktery, że pozwalają nam na przetrwanie tej podróży bez większego uszczerbku na zdrowiu - czego nie można napisać o nich samych! Z drugiej strony jestem zaskoczony, że Brad Pitt zdecydował się na marnowanie czasu na tak nieciekawy w ogólnym rozrachunku projekt. Mam wrażenie, że gdyby w jego miejsce wskoczył jakiś inny hollywoodzki aktor, to tak na dobrą sprawę Bullet Train wiele by nie stracił. Oczywiście oprócz charyzmy samego Pitta, na którego zawsze patrzy się z wielką przyjemnością.
Finalnie Bullet Train to typowy średniak, który nie zapisze się w historii gatunku niczym szczególnym. Połączenie kina akcji z thrillerem oraz czarną komedią - ile razy to już widzieliśmy i to w zdecydowanie lepszym wydaniu?
Szybki, ciekawy szybkie akcje po prostu zwariowany film ale dobre kino