W świecie, w którym każdy gest musi mieć cel, a każda praca — sens, José-Luis Munuera podejmuje się zaskakującej adaptacji literackiego milczenia. Jego „Bartleby” to nie tylko graficzna wersja opowiadania Melville’a, ale też wyciszony traktat o pasywnym buncie. Sprzeciwie milczącym, który trwa po dziś dzień. „Wolałbym nie” staje się tu nie odpowiedzią, lecz aktem egzystencjalnym — wyzwaniem rzuconym logice produktywności i władzy.
Michał Chudoliński
Patrzeć w mur i milczeć
[Herman Melville, José-Luis Munuera „Kopista Bartleby, czyli opowieść o Wall Street” - recenzja]
W świecie, w którym każdy gest musi mieć cel, a każda praca — sens, José-Luis Munuera podejmuje się zaskakującej adaptacji literackiego milczenia. Jego „Bartleby” to nie tylko graficzna wersja opowiadania Melville’a, ale też wyciszony traktat o pasywnym buncie. Sprzeciwie milczącym, który trwa po dziś dzień. „Wolałbym nie” staje się tu nie odpowiedzią, lecz aktem egzystencjalnym — wyzwaniem rzuconym logice produktywności i władzy.
Herman Melville, José-Luis Munuera
‹Kopista Bartleby, czyli opowieść o Wall Street›
José-Luis Munuera, hiszpański rysownik znany z pracy nad serią „Spirou”, tym razem sięga po literacki klasyk – opowiadanie Hermana Melville’a z 1853 roku. Komiks ukazał się nakładem francuskiego wydawnictwa Dargaud, a w Polsce w 2024 roku dzięki wydawnictwu Los Kraba, we wspaniałym przekładzie Marty Dudy-Gryc. Album liczy 72 stron, ma twardą oprawę i zawiera ciekawe wprowadzenie jak i refleksyjne posłowie, skupiające się na mrocznej stronie zachodniej cywilizacji. Munuera adaptuje tekst z zaskakującą powagą i prostotą, rezygnując z humoru czy popisów kreski. Zamiast tego tworzy medytacyjny, ponury fresk o ciszy, ścianie i odmowie — tak współczesny, jak nigdy wcześniej.
Bartleby to więcej niż literacka postać – to figura kulturowa, która z biegiem lat stała się symbolem biernego oporu, wycofania i niemożliwości uczestnictwa w świecie zorganizowanym wokół pracy, prawa i posłuszeństwa. Od interpretacji egzystencjalnych (Camus), przez filozoficzne (Deleuze, Agamben), po polityczne (Rancière, Žižek) – historia kopisty stała się polem zmagań z pytaniem o granice wolności i sens asertywności. Munuera, przetwarzając tę opowieść w medium graficzne, wchodzi w ten spór nie jako ilustrator, lecz jako interpretator – wrażliwy na rytm milczenia i przestrzeń sporu.
Akcja rozgrywa się w kancelarii prawniczej na Wall Street, gdzie pojawia się nowy, tytułowy kopista. Jego zachowanie jest ciche i uprzejme. Początkowo pracuje wzorowo, lecz szybko zaczyna odmawiać wykonywania poleceń, powtarzając jedynie: „Wolałbym nie”. To zdanie staje się punktem zwrotnym – rozsadza codzienną rutynę, destabilizuje relacje władzy, a zarazem nie prowadzi do żadnej konfrontacji. Munuera wiernie odtwarza strukturę opowiadania Melville’a, ale zmienia ton: tempo jest spowolnione, pauzy dominują nad akcją, a narracja przybiera formę kontemplacji. To opowieść nie o konflikcie, lecz o zaniechaniu. I braku empatii.
Munuera rezygnuje z komiksowej dynamiki na rzecz powściągliwości: jego kadry są oszczędne, często niemal bezruchome. Przestrzeń kancelarii zostaje zorganizowana wokół dwóch murów – białego szybu i czarnej ceglanej ściany – które ograniczają pole widzenia i wyobraźni. To nie tylko tło, lecz architektura opresji: klaustrofobiczna, zgeometryzowana, bez wyjścia. Światło – surowe, zimne – rysuje sylwetki pracowników jak na zdjęciach rentgenowskich, a Bartleby z każdą stroną staje się coraz bardziej bezcielesny, przezroczysty. Z drugiej strony kreska jest niezwykle dokładna pod względem architektonicznym oraz w sposobie przedstawiania postaci, przywodząca prace Kena Andersona z lat 60. Narrator, choć obecny tekstowo, zostaje stopniowo wypierany z obrazu. Rysunek Munuery nie ilustruje słów, lecz je podważa – oddaje rytm milczenia, rytm spojrzeń, rytm odmowy. Każdy kadr to chwilowy stan zawieszenia, niemal tableau vivant – jakby forma sama miała problem z posunięciem fabuły naprzód.
Bartleby nie buntuje się w klasycznym sensie – nie podnosi głosu, nie tłumaczy się, nie protestuje. Jego słynne „Wolałbym nie” to akt odmowy bez agresji, pasywność podszyta nieprzejednaniem. Munuera rysuje go jako postać coraz bardziej wycofaną: cichą, zamkniętą, odklejoną od świata, lecz jednocześnie nie do zignorowania. W odróżnieniu od współpracowników – ekspresyjnych, przerysowanych – Bartleby staje się niemal statycznym znakiem, pustym miejscem w strukturze instytucji. To, co u Melville’a wybrzmiewa jako filozoficzna zagadka, Munuera przekłada na język wizualny: minimalizmem, mimiką, kadracją sugeruje, że największą siłą Bartleby’ego jest jego uporczywe trwanie. Pasywność jawi się tu jako interwencja w samą logikę narracji – zakłócenie, które nie ma celu, ale wszystko zmienia.
Wall Street w ujęciu Munuery nie jest miejscem sukcesu. Nowy Jork tutaj dopiero co się rozrasta. W tych przejściowych przeobrażeniach mamy sferę nowoczesnej alienacji – biuro przypomina zakład produkcyjny, a praca jest bezrefleksyjna, mechaniczna i pozbawiona sensu. Bartleby, odmawiając udziału w tym porządku, staje się figurą wykluczenia – nie dlatego, że atakuje system, ale dlatego, że przestaje w nim funkcjonować. Jego bierna odmowa ujawnia kruchość struktur opartych na posłuszeństwie i wydajności. Komiks wpisuje się tym samym w szerszy dyskurs o nieprzystosowaniu jako formie krytyki: Bartleby nie może, a może właśnie nie chce być „elementem obiegu”. Munuera pokazuje, że w świecie, który nie toleruje bezruchu, najcichszy gest może być najbardziej wywrotowy.
Adaptacja Munuery rezonuje z literackimi i filozoficznymi echem Kafki – szczególnie z „Przemianą”, gdzie podobnie jak u Melville’a, milczenie bohatera prowadzi do jego eliminacji. Widać tu również wpływ Camusa i jego „Obcego”, gdzie absurd spotyka się z obojętnością świata. Komiks przywołuje także estetykę klasycznych światów Disneya typu „Zakochany kundel” czy „101 dalmatyńczyków” – samotne postaci, puste wnętrza, zatrzymany czas. Bartleby staje się częścią tradycji opowieści o niemożności uczestnictwa. Munuera, nie epatując cytatami, wpisuje się w tę linię subtelnie – przez rytm, światło, powtórzenie i zanik.
„Kopista Bartleby” Munuery to komiks wyciszony, precyzyjny i głęboko refleksyjny. Zamiast adaptować tekst Melville’a wprost, autor przekłada jego sens na język obrazu – pełen pauz, światłocieni i milczenia. To dzieło niełatwe, pozbawione akcji, lecz niezwykle aktualne w epoce zmęczenia produktywnością. Dla czytelników gotowych spojrzeć w mur i pozostać przy tym spojrzeniu – pozycja obowiązkowa. W czasach, gdy wszystko musi mieć cel, Bartleby przypomina: brak czynności także jest działaniem. Tak jak brak odpowiedzi jest również odpowiedzią.
